O sztuce Ludwiki Ogorzelec

Poznając twórczość Ludwiki Ogorzelec, mając na uwadze ogrom dzieła, towarzyszy mi zawsze niedowierzanie, że wszystkie te prace zostały wykonane własnoręcznie przez artystkę, która nie oddziela koncepcji od wykonania, co jest dzisiaj na terenie sztuk wizualnych powszechną praktyką. To osobiste zaangażowanie wydaje się być konsekwencją traktowania przez artystkę siebie jako medium, za pomocą którego natura uchyla nam rąbka swoich tajemnic. Ta benedyktyńska praca jest jej jakby narzucona z góry. Ezra Pound zauważył, że artyści to system nerwowy gatunku. Konsekwencja w realizacji metafizycznych intuicji związanych z przeżywaniem przestrzeni, intuicji obudzonych, co wydaje się potwierdzać sama Ludwika Ogorzelec wspominając dzieciństwo spędzone na Dolnym Śląsku. Trudno w jej przypadku oddzielić osobowość od dzieła. A zaczęło się od głowy wyrzeźbionej z ziemniaka w wieku ośmiu lat, od tworzenia w dzieciństwie tajemniczych totemów. Sześć razy zdawała egzamin do wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Upór to jedna z cech jej osobowości twórczej. Za tym uporem kryje się konieczność realizacji wizji, która dotyczy wrażliwości pierwszej obudzonej w dzieciństwie. Pozostająca od 1985 roku na emigracji (wyjechała z Polski jako przedstawicielka Solidarności Walczącej na prośbę Kornela Morawieckiego), artystka zdobyła międzynarodowe uznanie, dzięki twórczości niosącej uniwersalne przesłanie. Cóż takiego jest w tej sztuce, że ma ona siłę otwierania umysłów i serc? Myślę że tym elementem jest duch wolności, duch swobody.

Instynkt wolności pchnął Ludwikę Ogorzelec w kierunku uczynienia z niewidzialnej przestrzeni materii prac. O spójności tego ducha swobody, wolności, świadczy czynne zaangażowanie w walkę w komunizmem, która była dla Ludwiki Ogorzelec tak oczywista jak przestrzeń, której artystka doświadcza i bez której nie wyobraża sobie zapewne życia.

Jej postawa wydaje się wpisana w koncepcję współczesnej „rzeźby otwartej”, ale jest to zaledwie wierzchnia warstwa jej dzieła. To, co jest rzeźbą otwartą a szerzej otwartą formą, zostało zredukowane przez współczesną praktykę twórczą do relacji społecznych. W twórczości Ludwiki Ogorzelec jest to punkt wyjścia do odkrywania wielopoziomowego bogactwa niewidzialnej przestrzeni.

Wielka sztuka uświadamia, unaocznia, że świat dzieli się na widzialne i niewidzialne. To, co widzialne to wierzchołek góry lodowej. To, co widzimy w postaci materialnego przedmiotu jest sugestią, znakiem niewidzialnego czyli emocji, uczuć oraz matematyki i praw fizyki. Sztuka Ludwiki Ogorzelec w doskonały sposób wpisuje się w tę uniwersalną zasadę wybitnej sztuki, dostępną tak naprawdę nielicznym artystom.

Polska artystka, nie tworząca dzieł pod ideologiczną tezę zgodną z lewicową poprawnością polityczną, odniosła międzynarodowy sukces w świecie sztuki zdominowanej właśnie przez lewicowe ideologie. Jak to możliwe? Otóż sztuka Ludwiki Ogorzelec usytuowana jest poza ideologiami. Czytam ją jako ucieleśnienie sztuki apolitycznej, gdyż zanurzona jest ona w żywiole metafizycznym. I tu nie chodzi o żywioły mistyczne czy spirytualne. Arystoteles najpierw napisał dzieło „Fizyka”, a po nim dzieło „Metafizyka”, co oznaczało rozważania o bycie, istnieniu niejako w drugim rzucie. Najpierw fizykalny opis świata, a potem rozważania teoretyczne o nim. Ten punkt wyjścia jako zasada dla naukowców i artystów nadal jest żywotny. Zawsze będzie. Dzisiaj jest nim fizyka kwantowa. Świat, przyroda w szerokim tego słowa znaczeniu jest zaszyfrowany, odszyfrowywanie, które ujawnia piękno i harmonię projektu, to zadanie narzucone ludzkiemu umysłowi. To nie zagadnienia wymyślone przez ideologie, które są po to wymyślane, aby jakaś grupa społeczna mogła zdobyć władzę. Świat jest, tak jak kreujący go żywioł metafizyczny, niekonieczne związany z refleksją teologiczną. Wojna wydana przez nowoczesną tzw. „kulturę podejrzeń” żywiołowi metafizycznemu, nie ma żadnego wpływu na ten żywioł i Ludwika Ogorzelec nie tylko o tym wie, ale intuicyjnie to widzi.

Przekaz jej rzeźb jest uniwersalny. Odwołuje się ona do „wrażliwości pierwszej”, która nie jest zdeterminowana przez kulturę, a dotyczy uniwersalnego przeżywania przestrzeni przez wrażliwych ludzi niezależnie od geograficznego położenia. „Wrażliwość pierwsza” to dziedzictwo zaangażowania Ludwiki Ogorzelec w teatr Laborarium Grotowskiego w czasach studenckich. Realizowane na całym świecie prace artystki pozwoliły potwierdzić, że zawarty w nich ładunek wrażliwości ma charakter uniwersalny. Polska wrażliwość za sprawą języka sztuki odkrytego przez Ludwikę Ogorzelec wzbogaciła sztukę światową. Ale najważniejszy jest fakt, że źródłem tej sztuki jest polskie doświadczenie wolności, doświadczenie w którym sama wolność i intuicje metafizycznie pozostają w jakimś tajemnym związku.

Materia rzeźb Ludwiki Ogorzelec to przestrzeń. Niewidoczna dla ludzkiego oka, niewyczuwalna tak długo, jak długo coś widocznego – np. linia z materiałów trwałych, jej nie określi. Ludwika Ogorzelec podkreśla, że istotne w jej dziełach nie jest to, co widzimy, ale to do czego widzialny przedmiot nas odsyła. Autokomentarz do dzieła jest wyczerpujący i logiczny, świadczący o interdyscyplinarnej erudycji artystki. Przestrzeń jest obszarem artystycznego działania ale nie jako tworzywo, lecz coś, co się dopiero potencjalnie odkrywa a co istnieje niewidzialne dla oka. W tym też znaczeniu jej sztuka poprzez poszerzenie percepcji widza rozjaśnia jego życie, jest afirmacją istnienia samą w sobie, trwania tego padołu łez, że być może ta czasoprzestrzeń w której tkwimy nie jest jedyna.

Wybitne walory estetyczne i dekoracyjne sztuki Ludwiki Ogorzelec wynikają z ich głębinowego związku z naturą. Zaskakujące realizacje w plenerze każą się dziwić temu, co widzimy. Zawsze harmonijne, dopełniają piękna krajobrazu, nie niszczą go, nie są zasobem dla artystycznej kreacji ale służą także podkreśleniu wartości tego, co już jest. Cykl pierwszy rzeźb Ludwiki Ogorzelec „Szukam momentu równowagi” był formą szukania harmonii na zasadzie wydzierania naturze tajemnic, gdyż chowa się ona, ucieka artystycznemu poznaniu. Gdy artystka znalazła ów mityczny moment równowagi, naturalną kontynuacją stał się cykl „Krystalizacja przestrzeni”. Poznawcza tendencja tej sztuki ma swe źródła w „paranaukowych” aspiracjach drugiej awangardy lat siedemdziesiątych. Te aspiracje, teraz jest to już widoczne wyraźnie, były przejawem kompleksów świata artystycznego wobec skuteczności nauk ścisłych. Ludwika Ogorzelec, co potwierdza cała jej droga twórcza miała zawsze jasną świadomość , że sztuka to nie paranauka, tylko dziedzina w której poznawczym medium jest sam artysta i nie relacje społeczne były przedmiotem jej zainteresowania, na czym koncentrowała się druga awangarda. Zagadnienia związane fizyką, ontologią i metafizyką wreszcie, to naturalny żywioł Ogorzelec. Nie jest przypadkiem, że zdjęcia ukazujące drogę twórczą, otwiera zdjęcie artystki w czasów młodości, szukającej momentu równowagi na szczudłach.

Kiedy obcuje z realizacjami artystki, kiedy poddaje się oddziaływaniu intuicji, które płyną z jej dzieł, przywołuje jeden z wierszy Osipa Mandelsztama, w którym pisze on, że jesteśmy przelotnymi gośćmi zaproszonymi na estetyczną ucztę i nietaktem byłaby niewdzięczność wobec Gospodarza. Realizując w 2016 roku film dla TVP Kultura o Ludwice Ogorzelec, wnętrze poznańskiego klasztoru Karmelitów zdało mi się dobrym miejscem na taką rozmowę, co artystka potwierdziła.

Jest jeszcze jedno umocowanie tej delikatnej i czułej jak przestrzeń sztuki. Tkwi ona w tradycji romantycznej, tradycji która nie godzi się na opis świata w ciasnych granicach mechanicznej wizji. Nie jest zatem przypadkiem, że sztuka Ludwiki Ogorzelec zwróciła uwagę fizyków, gdyż wyraża ona intuicyjnie problemy, z którymi współczesna fizyka się zmaga. Nie jest przypadkiem, że naukowcy często bardziej rozumieją naturę tej sztuki niż krytycy czy historycy sztuki. Przywołam interpretację tej sztuki dokonaną przez prof. Marka Czachora, który wyraźnie podkreśla związki sztuki Ogorzelec z problemami fizyki współczesnej. A dzieje się to w czasach, w których to powinowactwo zostało jak się potocznie sądzi ostatecznie utracone. Otóż nie. Ludwika Ogorzelec odnawia je w sferze sztuki, choć wydaje się to już niemożliwe.

W eseju zamieszczonym w katalogu wystawy, która odbyła się we Wrocławiu w 2019 roku w Muzeum Architektury, prof. Marek Czachor, napisał:

„Od pierwszych chwili uderzyła mnie abstrakcyjna „fizyczność” jej dzieł, ich wewnętrzna energia, nieustanne podążanie do równowagi, regularności i symetrie ukryte pod pozornym nieuporządkowaniem. Szklane konstrukcje budowane na nadmorskich skałach, grające światłem i wtapiające się w naturalny pejzaż wraz pokrywającą je czasem morską solą, wyglądają jak zmaterializowana przestrzeń, która tam cały czas była, a artystka jej istnienie jedynie ujawniła. Można powiedzieć, że Ludwika Ogorzelec ma naturalny zmysł dostrzegania rzeczywistości opisywanej przez fizyków, zajmujących się współczesnymi modelami Wszechświata, ale pokazuje ją nie językiem matematyki, lecz poprzez sztukę”.

Jeden ze zbiorów odkrytych niedawno fraktali, w związku z powinowactwem z rzeźbami Ludwiki Ogorzelec z cyklu „Krystalizacji przestrzeni” otrzymał nazwę „zbiory Ogorzelec” zakończył swój esej prof. Marek Czachor.

Z wymiaru naukowego wróćmy ponownie do estetycznej sfery. Jeden z krytyków nazwał Ludwikę Ogorzelec aleatorystycznym architektem. Aleatoryzm to technika kompozytorska w muzyce, polegająca na dopuszczeniu przez kompozytora przypadkowości podczas wykonywania kompozycji, która zakłada niepowtarzalność samego wykonania. Każde dzieło artystki to dynamiczne wariacje na temat niewidzialnej przestrzeni. Na przykład „Przyrządy równoważne” poprzez swoją kruchość mówią o przygodności bytu, a z drugiej strony dynamizują przestrzeń wokół siebie, są ruchem, tańcem. Oddziałują na widza, który doświadcza lekkości, jest porwany do lotu.

I ten moment wyższej równowagi ducha odsłania podstawowy moim zdaniem rys sztuki Ludwiki Ogorzelec. Jeśli za cel życia uznaje się zachowanie gatunku, to nadaje mu się zasięg ograniczony. W tak pojmowanym życiu człowiek jest redukowany do bycia bytem politycznym, bytem ekonomicznym, którymi rządzi konieczność. Ale życie jest także grą, czy też inaczej mówiąc, jest również czymś innym, jak napisał Giorgio Colli, czymś odmiennym niż to wszystko, co wcześniej zostało wyliczone. Kiedy jakaś część życia nie jest odczuwana jako ciężar staje się przeciwwagą dla całej reszty. Pesymizm zostaje pokonany. Tego uczyli Grecy. Dla nich szlachectwo to działanie i myślenie niepoddane celowości. To, co nazywamy kulturą wywodzi się właśnie z takiego szlachectwa: wciela się w nią instynkt anty-polityczny, anty-ekonomiczny. Rdzennym tworem tej genialności życia jako gry jest świat olimpijskich bogów. Boskość oznacza, że nie bierze się pod uwagę konieczności. Mówią o tym homeryckie określenia: „bogowie co żyją bez wysiłku ulotnie” oraz „rydwany bogów toczą się lekko, z łatwością”. Jestem pewien, że cała sztuka Ludwiki Ogorzelec jest takim współczesnym wspaniałym rydwanem bogów, który toczy się lekko, z łatwością.


Zdjęcia z wystawy Ludwiki Ogorzelec pt. "Szukam momentu równowagi", fot. Bartosz Górka

Pozostało 80% tekstu