Uroczysta introdukcja „Wilgotnej Pani”, czyli rzeźby krakowskiej artystki Iwony Demko do warszawskiego Teatru Dramatycznego, w związku z objęciem stanowiska dyrektora tej instytucji przez Monikę Strzępkę, spotkała się – oprócz entuzjazmu osób zaangażowanych i sympatyzujących z tym przedsięwzięciem – z licznymi krytycznymi komentarzami.

Ze strony, by tak rzec konserwatywnych racjonalistów, przeważał ton ironicznego rozbawienia. Oto quasi-religijna; łącząca inspiracje płynące z obrzędów starogreckich z podkarpacką przaśnością (co zauważył Wojciech Stanisławski[1]) feministyczo-sekciarska hucpa, odegrana ku prowokacji ciemnogrodu. Ale co tak naprawdę jest bardziej ciemne? Konserwatywnego wykształciucha, który ceni wiedzę historyczną oraz logikę, razić muszą także enuncjacje autorki tej rzeźby – profesory Iwony Demko, o starożytnym kulcie kobiecości zaklętej w symbolu waginy, zdemolowanym przez patriarchalne Słowo[2].

Drugi rodzaj reakcji, to oburzenie na skandaliczny i otwarcie prowokujący katolików performance; przecież rzeźba swoim układem, tytułem i związaną z nią formą procesji, wyraźnie odnosi się do kultu Najświętszej Maryi Panny. Jest w tym skojarzeniu waginy z otaczaną powszechną czcią Matką Boga ładunek bluźnierstwa.

Obie reakcje wydają się zrozumiałe i zasadne: zarówno ta ironicznie kpiąca z kultu waginy wśród warszawskiej elity artystycznej oraz ta wyrażająca zaniepokojenie, że korzystając z immunitetu sztuki, znów ktoś dworuje sobie z praktyk religijnych ku uciesze liberalno-lewicowych mediów.

Chciałbym jednak przyjrzeć się całemu wydarzeniu z nieco innej perspektywy – rozumiejąc je jako symptom pewnego procesu mentalnego zachodzącego we współczesności, a także zapowiedź rzeczywistości, która nadchodzi. Przyjrzyjmy się tej pracy i towarzyszącemu jej rytuałowi w kontekście odniesień do kultury greckiej, do której zresztą zdaje się rzeczywiście odwoływać. Przywołać można tu zwłaszcza kult Demeter – bogini płodności. Podczas Tesmoforii (święta płodności ku czci Demeter), uczestniczące w nich kobiety (mężczyźni byli wykluczeni z obrzędów) manipulowały figurkami przedstawiającymi żeńskie organy płciowe. Były one zakopywane kilka miesięcy przed świętem i następnie odkopywane, co podkreślało związek płodności kobiet z płodnością ziemi.

Thesmophoria, Francis Davis Millet, 1894-1897, olej na płótnie
35.5 x 61.5 cali, Brigham Young University Museum of Art

Dla zrozumienie charakteru tych świąt istotne jest przybliżenie natury greckiej religijności, w której często wykorzystywano różne symbole seksualne. Dziś postrzegamy Grecję klasyczną w nieco wyidealizowany i nieprawdziwy sposób; jako kolebkę demokracji, ostoję racjonalnych filozofów tworzących podwaliny współczesnej nauki, a przede wszystkim źródło barwnych opowieści o bogach, którzy zaludniali Olimp i sceny greckich teatrów, tudzież stwarzali pretekst do wesołych zabaw, w trakcie których celebrowano ludzką cielesność i upajano się winem. Otóż Grecy byli niesamowicie zabobonni, a coś, co my nazywamy rozdziałem religii od państwa, nie istniało. Przeciwnie, kapłani byli urzędnikami miejskimi, a święta religijne miały charakter świąt obywatelskich. W trakcie świąt składano mnóstwo krwawych ofiar ze zwierząt, a także całopalenia, które były rodzajem rytualnego oczyszczenia. Jeśli dodamy do tego wróżbiarstwo i magię, otrzymamy obraz odległy od chłodnego racjonalizmu, w ramach którego postrzegamy klasyczną Grecję. Jednocześnie ci, którzy krytykowali tego rodzaju pobożność, byli surowo karani – najbardziej znany jest przypadek Sokratesa, którego skazano na śmierć za „niewiarę w bogów, których uznaje miasto”. Robert Flaceliere pisze wprost: „Antyczne miasto było jak powiedzielibyśmy dziś, totalitarne”[3]. Można powiedzieć, że racjonalnie myślący obywatel Aten był w jakiś sposób zniewolony panującą religią i obyczajem, choć była to religia „z ludzką twarzą”, promująca wiele seksualnych praktyk i swobód, które z dzisiejszego punktu widzenia nazwalibyśmy wyzwolonymi. Kultura grecka, która stała się ekspansywna i imperialistyczna, w czasach hellenistycznych wchodziła w kolizję z bardziej ortodoksyjnymi wyznaniami monoteistycznymi, które usiłowała zastąpić. Pisze o tym autor Pierwszej Księgi Machabejskiej opisując zaprowadzenie hellenistycznych obyczajów w Jerozolimie, co doprowadziło do wybuchu powstania Machabeuszy. Kultura hellenistyczna nie tolerowała zatem krytycznego nastawienia ze strony racjonalizmu, ale także monoteizmu, który nie mieścił się w ramach totalitarnego wielobóstwa.

Jaki ma to związek z introdukcją „Wilgotnej Pani”? Otóż za tym wydarzeniem, które przecież nie miało cech parodystycznych, stoi nurt kulturowy w swojej istocie powielający myślenie politeistycznych cywilizacji sprzed ery chrześcijańskiej. Z perspektywy dnia dzisiejszego, wydaje się, że zarówno dynamika cywilizacji chrześcijańskiej, jak i jej atrakcyjność po dwóch tysiącleciach zaczynają maleć. Jak wskazuje Chantal Delsol w książce „Czas wyrzeczenia” (PIW, 2020), w dość pesymistycznej, ale zdaje się trafnej diagnozie – cywilizacja opartej na Ewangelii, która jest fundamentem dzisiejszego Zachodu, wydaje się być raczej ewenementem niż regułą w historii świata. Jeśli ta cywilizacja wygaśnie, czeka nas powrót pogańskiej normy świata; wejdziemy na powrót w koleiny, które opuściliśmy dwa tysiące lat temu. Czy to oznacza czas chaosu i upadku wszelkiej moralności? Nic takiego zdaniem Delsol, nie nastąpi. Po prostu dotąd obowiązującą etykę i moralność opartą na pojęciu jednej Prawdy, zastąpi nowa moralność oparta na konsensusie ugruntowanym poprzez emocje, powtarzalność i przyzwyczajanie. Słowem, wrócimy do opartego na mitach systemu etycznego, który charakteryzował czasy pogańskie. Mit ma to do siebie, że obowiązuje, choć nie musi być prawdziwy. I tak miejsce po religii wypełni kultura, która przejmie funkcje tej pierwszej.

Twórczość Iwony Demko, działalność feministycznego teatru i innych, podobnych środowisk i artystów, jest dobrym przykładem tego sposobu myślenia: czegoś pomiędzy tradycyjnie rozumianą sferą sztuki, a sferą rytuału graniczącego z zabawą. Jest to jednak, choć zabrzmi to jak oksymoron, zabawa na serio. Stoi za tym ruch społeczny, który traktuje seksualność z fundamentalną powagą, jako ośrodek tożsamości. Ciało, które cywilizacja chrześcijańska starała się opanować i podporządkować rozumowi, zostaje dziś postawione w centrum. Dość wyraźnie pisze o tym w swej teoretycznej pracy Iwona Demko:

Podobno bardzo dawno temu ludzie zupełnie nie kojarzyli aktu seksualnego z narodzinami dziecka. Jedno wydarzenie było zbyt bardzo oddalone w czasie od drugiego. W związku z tym osobą, która była najważniejsza w kreacji nowego życia była kobieta, gdyż to ona miała zdolność wydawania na świat ludzkiej istoty. Rola mężczyzny wydawała się nieistotna. Teoria ta powodowała, że kobieta odgrywała duże znaczenie w życiu społecznym, politycznym, religijnym. Kobieca płodność – zdolność wydawania na świat dziecka, zdolność kreacji nowego człowieka miała boski charakter. Co za tym idzie boski charakter miała również brama przez którą człowiek przybywał na świat, czyli wagina. Była symbolicznym początkiem świata, źródłem istnienia. W związku z tym, następstwem było to, że należy ją szanować i czcić. Kiedy nastał patriarchat rola kobiety została drastycznie ograniczona. Naturalne czynności takie jak umiejętność dawania nowego życia straciły na swoim znaczeniu, najważniejsza i zdecydowanie bardziej ceniona stała się kreacja umysłu. A mężczyzna zastąpił kobietę rodzicielkę stając się Stwórcą poprzez słowo… Wagina została obarczona winą i wstydem. Kojarzona z grzechem i nieczystością. W niepamięć odeszło nastawienie przepełnione szacunkiem i pozytywnymi wartościami.[4]

Mityczny czas, gdy wagina, która wydaje się być istotą kobiecości, była otaczana kultem, zostaje wyraźnie przeciwstawiony negatywnemu w opinii autorki wpływowi chrześcijańskiego logocentryzmu. Podążając za logiką powyższego wywodu, można zadać pytanie, czy jeśli rola kobiety wynika z jej możliwości rodzenia, nie należałoby miejsca w hierarchii społecznej i prestiżu rezerwować dla kobiet posiadających większą liczbę dzieci, a nie dla tych, które posługując się słowem zdobywają karierę akademicką czy artystyczną? Poza tym, jeśli płodność została postawiona na piedestale, to może należałoby jednak – zważając na ich istotną rolę w całym procesie – przyznać zasadną gratyfikację także mężczyznom?

Jednak akcentowanie sprzeczności, podobnie jak kpiny z tego ruchu i jego teoretycznego zaplecza mogą się źle skończyć. Ten ruch o dużym natężeniu emocjonalnym nie toleruje ani intelektualnych wątpliwości, ani podejścia charakterystycznego dla wielkich religii monoteistycznych (sojusz z islamem wydaje się być raczej strategią na zasadzie budowania wspólnego frontu przeciw kulturze chrześcijańskiej, niż wspólnotą opartą na wspólnym fundamencie). Dlatego właśnie parareligijna introdukcja „Wilgotnej Pani” spotkała się z taką, a nie inną reakcją: drwiną ze strony konserwatywnych intelektualistów oraz oburzeniem ze strony środowisk religijnych katolików. Infantylizujący i rozemocjonowany feministyczny politeizm, idealnie nadający się do zarządzania masami (dlatego wspierany przez polityków i zarządy korporacji), może w przyszłości zmieść oba wspomniane wyżej tradycyjne skrzydła społeczne. W tej opcji nie ma miejsca ani dla nauczania Sokratesa, ani dla nauczania Jezusa.

Piotr Bernatowicz

Polski historyk i krytyk sztuki, kurator, nauczyciel akademicki i menadżer kultury. Dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.
Pozostało 80% tekstu