„Spotkanie z Nieznanym” – pod takim hasłem odbył się 26. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych Rozdroże 2022, zorganizowany przez Fundację F.o.r.t.e. i Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, w dniach 30 września – 8 października. Zaprezentowane na nim spektakle: Dӧkk studia fuse* z Modeny, Drganie jednej struny Teatru Dada von Bzdülӧw z Gdańska i Zavodu Mirabelka z Lublany oraz Comfort Zone warszawskiej artystki Heleny Ganjalyan, to trzy różne spojrzenia na to, co nowe i obce, a także niewiadome i nieprzeniknione.

Rozdroże, spektakl Dӧkk, Fuse, fot. Marta Ankiersztejn

Dӧkk, po islandzku Ciemność, to spektakl stworzony w 2017 roku przez tancerkę i choreografkę Elenę Annovi, we współpracy z reżyserami – Mattią Carrettim i Luką Camellinim oraz grafikami i programistami z włoskiego intermedialnego studia fuse*, do których należą: Paolo Bonacini, Matteo Mestucci i Samuel Pietri. Widowisko oparto na interakcji człowieka z zaawansowaną technologią, a jego przygotowanie trwało aż trzy lata (sic!). Spektakl to połączenie akrobatyki i imponujących wizualizacji, składających się na godzinną wirtualną instalację z dojmującym dźwiękiem. Elektroniczne obrazy, podobnie jak dźwięk, wytwarzane są na scenie „na żywo” poprzez ruch tancerki i monitorowanie bicia jej serca (co umożliwiała seria czujników zamontowana na jej ciele), ale także na podstawie analizy strumienia wiadomości w mediach społecznościowych na świecie.

Spektakl składa się ze scen obrazujących 10 „etapów życia” człowieka od narodzin, aż do śmierci. Choć struktura spektaklu jest stała, to spektakularne widowisko za sprawą zmiennego układu impulsów płynących z czujników, za każdym razem jest nieco inne. Rozpoczęło się od Wielkiego Wybuchu, który uruchomił serię imponujących obrazów kosmosu, ukazujących jego ewolucję od chwili powstania, do dnia dzisiejszego. Widzowie zobaczyli je w wersji przetworzonej; jako wyraz podświadomości człowieka rejestrującej „rozpadający się wszechświat”, wobec którego stoi człowiek. Tancerka podwieszona na linach, mogła igrać z grawitacją – raz władcza i sterująca żywiołem, to znowu krucha, bezbronna i podległa wobec potężnych zjawisk; wykonywała w przestrzeni akrobacje, które „wyzwalały” kolejne olśniewające obrazy prowadzące ostatecznie do tytułowej ciemności.

Rozdroże, spektakl Dӧkk, Fuse, fot. Marta Ankiersztejn

Bardzo często w tańcu współczesnym i nowej choreografii interpretacja dzieła jest otwarta, a artyści nastawieni są na dialogowanie, czy nieraz wręcz negocjowanie znaczeń z widownią. W przypadku Dӧkk, jest to pytanie o to, czy i jakie znaczenia możemy nadać obrazom wytwarzanym przez sztuczną inteligencję sterowaną przez człowieka?

Drugim spektaklem tegorocznego Rozdroża było bardzo popularne wśród publiczności Drganie jednej struny, w wykonaniu Katarzyny Chmielewskiej, Jakuba Truszkowskiego i Magdaleny Reiter. Tancerze z pomocą dramaturga Roka Bozovičara podjęli się interpretacji wątku spotkania z powieści science-fiction „Solaris” Stanisława Lema, na kanwie której oparty został spektakl. W odizolowanej, na wpół realnej, na wpół fikcyjnej przestrzeni, na tle szerokiego ekranu dochodzi do serii prób spotkań postaci. Nie wiemy czy są to główni bohaterowie powieści – psycholog Kris Kelvin, naukowcy Snaut i Sartorius oraz cytoplazmatyczny ocean, odbijający czy też wydobywający ich stany psychiczne, zwizualizowany przez ekran; spektakl jest bowiem dość luźną interpretacją książki.

Rozdroże, Drganie jednej struny, Dada, fot. Marta Ankiersztejn

Widowisko złożone jest z serii asynchronicznych, jakby rozpadających się sekwencji tanecznych, w których tancerze nieustannie się mijają, jak gdyby relacje między nimi nie mogły się zawiązać. Ktoś rozpoczyna układ, dołącza do niego druga, czasem trzecia osoba, a po chwili ktoś rezygnuje i odchodzi, zostawiając partnera samego. Wygląda to tak, jakby wykonywali nie układ taneczny, ale odtwarzali jakiś system znaków, których powidoki wciąż powracają w niezliczonych powtórzeniach.

Rozdroże, Drganie jednej struny, Dada, fot. Marta Ankiersztejn

Cały spektakl oparty jest na repetycji gestów, dyskretnych znaków na kostiumach, pojawiania się i znikania postaci. Zwraca uwagę charakterystyczna dla Dady, niepodrabialna, lekko chropowata jakość ruchu. Żywy ruch zmultiplikowany jest na ekranie, na którym widzimy cienie i zarysy postaci; zarówno w czasie rzeczywistym, jak i z opóźnieniem, a momentami patrzymy na negatyw samych siebie – widowni. Tancerze nieustannie grają z nieuchwytnością postaci. Widać to w ich ciągłym krążeniu wokół ekranu, w pojawiających się na nim zwielokrotnionych odbiciach osób, jak choćby w próbie kontaktu postaci granej przez Magdalenę Reiter z własnym cieniem, w który wcieliła się stojąca za płachtą ekranu Katarzyna Chmielewska. Mimo widocznych podobieństw do ekranizacji, jak choćby zauważalnej inspiracji kostiumów i scenografii, Drganie jednej struny jest dziełem osobnym. Fascynującą, rozedrganą zagadką ruchową, która pozostawia intensywne wrażenie niemożności wejścia w kontakt z drugą osobą. Czy jest to tylko projekcja dotycząca stanów odmiennych, nierealnych, jak ten zaprezentowany w spektaklu, czy diagnoza rzeczywistości, w której także jedynie się mijamy, również pozostaje kwestią interpretacji.

Rozdroże, Comfort Zone, fot. Marta Ankiersztejn

Innym rodzajem niewiadomej był premierowy, porezydencyjny pokaz Heleny Ganjalyan Comfort Zone. Solo inspirowane jest osobą Kaspara Hausera – tajemniczego chłopca, który pojawił się znikąd w XIX-wiecznej Norymberdze, gdzie został poddany socjalizacji. Pracy przyświeca dramaturgiczne założenie, że transformacja postaci granej przez Ganjalyan odbywa się przez język, który jednocześnie kształtuje i zniewala jednostkę. Artystka stworzyła dla tego eksperymentu wręcz laboratoryjne warunki. Scena jest biała i pusta, a efektowne światło wyraźnie wydobywa sylwetkę tancerki. Kiedy wchodzi na scenę, widzimy łysego przybysza bez płci – manekina, który może przybrać dowolną postać, ludzką tabula rasę. Głos z offu (Bren Cukier) zachęca po angielsku, abyśmy wyobrazili sobie bohatera wedle własnych upodobań. Czy grany przez Ganjalyan Hauser zaspokoi nasze pragnienia i stanie się tym, kim chcemy aby był? Poddawany nieustannemu instruktażowi, słyszy mętlik urwanych zdań, dziesiątki twierdzeń, nakazów i zakazów odnoszących się do tego, jak powinien zachowywać się człowiek. Część z nich artystka zaczerpnęła ze sztuki Kaspar Petera Handkego, większość jednak napisała sama. Języki się mieszają, a angielski stopniowo ustępuje polskiemu. Forma męska i żeńska stosowane są wymienne. Kaspar przekształca się. Z tobołka, który przyciągnął ze sobą na początku, wyciąga coraz to inne stroje i „mierzy” kolejne wcielenia: mężczyzny (za wielki garnitur), bezdomnego (płaszcz z wymalowanym hasłem „Silence is not an option”), żołnierza (nieokreślony dziwaczny uniform), gospodyni domowej (dopasowana garsonka inspirowana latami 40.), kobiety (cekinowa suknia). Na zakończenie premierowego pokazu Ganjalyan zostawia nas z obrazem modelowej postaci, wręcz gwiazdy, olśniewającej ikony ustawionej na obracającym się podwyższeniu.

Rozdroże, Comfort Zone, fot. Marta Ankiersztejn

W spektaklu nie brakuje tańca, ale ten wpływa na postać stosunkowo nikło i najmniej też się zmienia. Początkowo jest to ruch sztuczny, jakby wykonywany przez robota. Z czasem ulega rozluźnieniu, dając upust swojemu zagubieniu i zniewoleniu. Najbardziej ważki jest tekst, ale nie mniej dramaturgicznie istotne są światło (Helena Ganjalyan), muzyka (Stefan Wesołowski) i kostiumy (Julia Kościeńska). Tematem Comfort Zone jest kształtowanie tożsamości przez czynniki zewnętrzne, a zwłaszcza społeczeństwo i jego wytwory: język, kostium, normy. Widać to na scenie poprzez odcieleśnienie (łysa głowa, pierwszorzędne cechy płciowe zniwelowane cielistym trykotem), a może nawet odczłowieczenie postaci, któremu towarzyszy wrażenie, że mamy do czynienia z zupełnie nieznanym, nowym rodzajem inteligentnej istoty, jakiejś ludzko-robotycznej hybrydy w postapokaliptycznym bezczasie, na co wskazywałyby niewprawnie dobierane stroje.

Jest już wręcz tradycją, że kurator Rozdroża – Janusz Marek, wyszukuje dla swojej widowni nietuzinkowe performanse z pogranicza tańca, teatru i sztuk wizualnych, z silnym akcentem na warstwę wizualną. W tym roku miały to być dzieła, „których twórcy reagują na wyzwania obecnych i nadchodzących zmian”[1]. Pojawiło się kilka istotnych współcześnie tematów, m.in.: nowe technologie jako środowisko twórcze człowieka; trudność wejścia w kontakt z drugim człowiekiem, a może nawet sobą samym; kształtowanie się tożsamości, poczucie obcości i przynależności; zmiana.

Choć 26. edycja Rozdroży była skromniejsza niż wiele poprzednich, podczas których warszawiacy mogli oglądać nie tylko większą liczbę spektakli, ale też prace najważniejszych artystów światowego formatu (do których należeli m.in.: zespół Rosas, Trisha Brown, Mathilda Monnier, Kazuo Ohno, Susanne Linke, Steve Reich i Marten Spångberg), trzeba przyznać, że tematycznie była bardzo konsekwentna. Wszystkie trzy spektakle wprowadzały widzów w świat pewnej niewiadomej i stanów niecodziennych, konfrontując audytorium z różnymi rodzajami uniwersum, z których istnienia nie zdajemy sobie na co dzień sprawy. Czy prace te można potraktować jako reakcje twórców na wyzwania zmieniającego się w zastraszającym tempie świata, pozostaje raczej pytaniem otwartym. Liczba ważnych tematów, wartych podjęcia jest zdecydowanie zbyt duża, by dała się dźwignąć w ramach pojedynczego festiwalu. Taniec ma współcześnie wielki potencjał krytyczny, który ukazuje się w spektaklach i performansach będących odważnymi, niekiedy kontrowersyjnymi komentarzami do rzeczywistości (z polskiego podwórka wymieńmy chociażby twórczość Ramony Nagabczyńskiej, Marty Ziółek czy Katarzyny Wolińskiej). Spektakle 26. Rozdroża z tego potencjału krytycznego korzystały dość oszczędnie, zgodnie zresztą z tradycją tego festiwalu, miały raczej charakter interesujących, udanych propozycji estetycznych.

Pozostało 80% tekstu