Wyobraź sobie, jaka byłaby twoja reakcja, gdyby twoja 7-letnia córka została poinformowana przez nauczycielkę, że „kiedyś w przyszłości może zdecydować się na zmianę płci i to jest w porządku”. To właśnie przydarzyło się Sally, obecnie bardzo wzburzonej matce, która powiedziała mi, że „nie ma pojęcia, jak odpowiedzieć” na „obrzydliwe” oświadczenie nauczycielki.

– Ona nie ma prawa podsuwać takich pomysłów mojej córce – powiedziała mi Sally.

To nie jest odosobniony przypadek. Inna matka wpadła w szał, kiedy odkryła, że szkoła podstawowa jej dziecka w South Lanarkshire wysłała rodzicom e-mail z informacją o warsztatach dla rodziców na temat świadomości płci[i]. Można zapytać: „jaki jest sens takich warsztatów”? Według organizatorów celem tego wydarzenia było stworzenie „przestrzeni do analizowania najważniejszych koncepcji dotyczących płci i odkrywania nieświadomych uprzedzeń”.

Innymi słowy, celem warsztatów jest przekonanie rodziców, żeby przypadkiem nie wypalili „nie wygłupiaj się”, kiedy ich córka wróci ze szkoły i oświadczy, że chce być chłopcem.

Wygląda na to, że szkoła podstawowa w South Lanarkshire, tak jak wiele innych szkockich instytucji edukacyjnych, podjęła się reedukacji dorosłych rodziców. Chcą uwolnić matki i ojców od ich rzekomych nieświadomych uprzedzeń i przekonać ich do przyjęcia ideologii transgenderystycznej.

Witamy w nowym wspaniałym świecie szkockiej edukacji, gdzie establishment nauczycielski przyjął pogląd, że reedukacja rodziców i indoktrynacja dzieci w kierunku wartości transgenderyzmu i tzw. sprawiedliwości społecznej jest niezbędna do realizacji celu, jakim jest dekolonizacja programu nauczania.

Miriam Elia, Nowa normalność,
wystawa w CSW Zamek Ujazdowski

Rodzice nie muszą wiedzieć

Wystarczy, że szkoły biorą na siebie obowiązek udzielania rodzicom wykładów na temat tego, jak powinni podchodzić do najbardziej osobistych i intymnych kwestii dotyczących płci. Gorzej, jeśli transgenderystyczne wartości trafiają także do najmłodszych. Dzieci są wrażliwe i łatwo ulegają wpływom nauczycieli, którzy starają się znormalizować pogląd, że tradycyjne biologiczne rozróżnienie między chłopcami i dziewczynkami jest przestarzałe, a niektóre dziewczynki mogą zechcieć zostać chłopcami i odwrotnie.

Establishment edukacyjny wie, że większość rodziców nie popiera projektu promowania ideologii transgenderystycznej. Dlatego też kampanię na rzecz normalizacji transseksualizmu w szkołach prowadzi się często bez informowania rodziców o tym, w jaki sposób kwestia ta jest omawiana z ich dziećmi. Niektórzy nauczyciele twierdzą, że muszą utrzymywać w sekrecie wątpliwości uczniów na temat ich seksualności, żeby chronić ich przed negatywną reakcją ze strony rodziców.

Aroganckie przekonanie, że nauczyciel zna potrzeby dziecka lepiej niż rodzic jest wymówką do tego, by nie podawać matkom i ojcom wszystkich informacji.

Zgodnie z pozaustawowymi wytycznymi rządu Szkockiej Partii Narodowej (SNP) szkoccy nauczyciele, pracownicy socjalni i policjanci mają przestrzegać prywatności dzieci, które podejmują aktywność seksualną, jeżeli mają one co najmniej 13 lat. Wytyczne podają, że nie powinno się automatycznie zawiadamiać rodziców o aktywności seksualnej dzieci[ii]. Podstawowym założeniem wytycznych jest pogląd, że nauczyciele i pracownicy socjalni są w stanie najlepiej poradzić sobie z aktywnością seksualną dzieci.

Przejęcie roli rodziców zastępczych przez nauczycieli i innych pracowników systemu poważnie podważa autorytet matki i ojca. Gorliwi aktywiści świadomie dążą do zmniejszenia władzy rodzicielskiej, wierząc, że rodzice są przeszkodą w realizacji ich celu, jakim jest uzyskanie kontroli nad socjalizacją dzieci.

Na wpół konspiracyjna metoda promowania kultury transgenderystycznej przyjęta przez szkockich pedagogów wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych. W wielu przypadkach amerykańscy nauczyciele posuwali się nawet do tego, że nie informowali rodziców o treści materiałów, z których korzystali. Te niepokojące zmiany zostały szczegółowo udokumentowane przez Bonnie Snyder w książce Undoctrinate: How Politicized Classrooms Harm Kids and Ruin our Schools – And We can Do about It[iii].

Jak wyjaśnia Snyder, promowanie ideologii woke (ang. „przebudzony”) odbywa się „z pominięciem jawności informacji, otwartej dyskusji i zaangażowania osób, które ponoszą ostateczną odpowiedzialność i sprawują najwyższą władzę nad edukacją dzieci – rodziców”. Autorka dodaje:

W niektórych przypadkach ten brak przejrzystości jest celowy i ma za zadanie ukrycie motywacji, kiedy nauczyciel-aktywista wyczuwa, że nie wszyscy w społeczności podzielają jego poglądy. Można to zrobić w sposób paternalistyczny, zakładając, że ci, którzy są »lepiej wykształceni«, mają prawo do zatajenia spornych informacji w słusznej sprawie i dla polepszenia sytuacji tych mniej wyrafinowanych lub mniej świadomych (mniej woke, używając dzisiejszego języka)[iv].

W rezultacie od uczniów coraz częściej oczekuje się, że przyjmą system wartości zwolenników transgenderyzmu, nawet jeśli jest on sprzeczny z systemem wartości ich rodziny.

Miriam Elia, Nowa normalność,
wystawa w CSW Zamek Ujazdowski

Indoktrynacja wypiera edukację

Kiedyś podstawą kształcenia nauczycieli było dążenie do tego, by potrafili oni skutecznie nauczać takich przedmiotów, jak matematyka, literatura, fizyka czy historia. Tak było dawniej. Dziś rząd szkocki chce szkolić nauczycieli, by prowadzili kampanię przeciwko rzekomo przestarzałym wartościom wyznawanym przez rodziców i dziadków ich uczniów. Dlatego na przykład zachęca nauczycieli do rozwijania umiejętności radzenia sobie z „białą wrażliwością”[v].

Z kolei organizacja General Teaching Council for Scotland uznała, że jej misją jest indoktrynacja, a nie edukacja uczniów. Wydaje się, że jest bardziej zainteresowana promowaniem aktywizmu politycznego wśród swoich członków niż zaspokajaniem faktycznych potrzeb edukacyjnych młodych ludzi.

Wytyczne wydane w zeszłym roku przez General Teaching Council for Scotland (GTCS) zawierają stwierdzenie, że nauczyciele muszą zobowiązać się do promowania „sprawiedliwości społecznej, różnorodności i zrównoważonego rozwoju”[vi]. Stanowią one, że „szkoccy nauczyciele pomagają we wprowadzaniu zrównoważonych i sprawiedliwych społecznie praktyk, byśmy mogli rozkwitać jako naród”.

Wprowadzanie do klas „sprawiedliwych społecznie praktyk” to eufemizm dla indoktrynowania uczniów wartościami politycznymi ruchu woke. W przeszłości dążenie do wprowadzenia w klasie odrębnego systemu wartości politycznych towarzyszyło praktykom reżimów totalitarnych, takich jak Związek Radziecki. W zachodnich krajach demokratycznych zrozumiałe było, że właściwą rolą nauczyciela jest kształcenie i pełnienie roli przewodnika, a nie komisarza politycznego, który nakazuje uczniom, co mają myśleć.

Jeszcze do niedawna nauczyciele nie narzucali uczniom, jakie wartości moralne powinni wyznawać. Oczekiwano, że nauczyciele będą neutralni politycznie i nie będą opowiadać się za konkretną ideologią. Zasadniczo poglądy polityczne nauczycieli nie mają znaczenia pod względem sprawowania funkcji wychowawczej w klasie. Niektórzy nauczyciele byli liberalni, inni konserwatywni lub socjalistyczni, ale wszyscy wiedzieli, że muszą zachować swoje poglądy polityczne dla siebie i nie mogą ich propagować wśród uczniów.

Dzisiaj sytuacja uległa diametralnej zmianie. Szkoła ulega gwałtownemu upolitycznieniu. GTCS oczekuje od nauczycieli, że podpiszą się pod tymi samymi poglądami politycznymi i będą współpracować przy promowaniu oficjalnego kierunku. Narzucenie tego samego światopoglądu nauczycielom idzie w parze z indoktrynacją dzieci.

Kierunek polityczny, za którym opowiada się GTCS, pochodzi wprost z podręcznika Szkockiej Partii Narodowej. Zasady GTCS, których należy przestrzegać, mówią, że:

Zaangażowani, refleksyjni, obdarzeni odpowiedzialnością i wykwalifikowani nauczyciele i uczniowie uznają miejsce Szkocji w świecie, naszą historię, nasze różnice i różnorodność, nasze wyjątkowe środowisko naturalne oraz naszą kulturę opartą na sprawiedliwości społecznej.

Przedstawiona przez GTCS nowa wersja szkockiej wyjątkowości opiera się na przeredagowaniu historii narodu jako „kultury opartej na sprawiedliwości społecznej”.

W efekcie próba przedstawienia szkockiej kultury jako opartej na sprawiedliwości społecznej przez GTCS oznacza, że światopogląd SNP staje się oficjalną doktryną narodowego systemu edukacji. Przypuszczalnie nauczyciele, którzy sceptycznie podchodzą do fikcyjnego twierdzenia, że szkocka kultura opiera się na sprawiedliwości społecznej, lub którzy odrzucają ideały ruchu woke dotyczące sprawiedliwości społecznej, muszą cenzurować swoje poglądy albo odejść z zawodu.

Dokument GTCS określający, czego oczekuje od dyrektorów szkół, jednoznacznie stwierdza, że „Dyrektorzy – wyznaczają przejrzyste standardy dotyczące wprowadzania w życie zasad integracji, zrównoważonego rozwoju, równości i sprawiedliwości społecznej za pośrednictwem programu nauczania”[vii].

Warto zauważyć, że sprawiedliwość społeczna jest jednym z tych mglistych pojęć, które dobrze brzmią, ale niewiele znaczą. GTCS definiuje sprawiedliwość społeczną jako pogląd, że „każdy zasługuje na równe prawa i możliwości ekonomiczne, polityczne i społeczne teraz i w przyszłości”[viii]. Jak wie każdy, kto ma najmniejsze pojęcie o teorii politycznej, jest to jałowe hasło, z którym nie można się nie zgodzić. Brakuje w nim treści i nie przekazuje ono żadnego prawdziwego znaczenia. Jak się okazuje, GTCS rozumie ten problem i ostrzega, że te „wartości często się pomija, traktuje jako frazesy lub wyraz hurraoptymizmu”.

Tymczasem establishment edukacyjny używa takich słów jak różnorodność, równość i zrównoważony rozwój, by promować coś, co najlepiej można określić jako program kontrkulturowy. Dlatego też długa lista oficjalnych wartości GTCS skupia się na kulturowej polityce tożsamości i podkreśla znaczenie „cech chronionych”, takich jak „wiek, niepełnosprawność, zmiana płci, małżeństwo i partnerstwo cywilne, ciąża i macierzyństwo, rasa, religia i przekonania, płeć, orientacja seksualna oraz intersekcjonalność”[ix].

Wielu obserwatorów czytających jałowe wywody GTCS na temat sprawiedliwości społecznej może wyciągnąć wniosek, że nie ma sensu traktować ich poważnie. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że to, co jest cenione przez GTCS, jest sprzeczne z etosem oświecenia i współczesnej demokracji. W dokumencie GTCS dla dyrektorów szkół, zatytułowanym Standards For Headship, najbardziej niepokojące jest jednak to, jakie wartości pominięto!

W dokumencie poświęconym wartościom zawodowym nie ma mowy o tolerancji. Wyraźnie brakuje na jego stronach słów „wolność” i „swoboda”. Natomiast w zdaniu poświęconym wychwalaniu „naszej kultury opartej na sprawiedliwości społecznej” jakoś udaje się zignorować wartość demokracji.

Niepoważne traktowanie podstawowych wartości nowoczesnego, oświeconego społeczeństwa pokazuje, jakiego rodzaju światopoglądu oczekują specjaliści od sprawiedliwości społecznej. Przypadkowa nie jest zwłaszcza obojętność GTCS na kwestię tolerancji. Gdyby organizacja przestrzegała tej wartości, nie nalegałaby, aby wszyscy nauczyciele mówili jednym głosem na tematy polityczne. Wzięłaby pod uwagę staroświecką zasadę, że szkoły powinny być bezstronne.

Przekazywanie dzieciom wartości jest całkowicie uzasadnione, ale nie należy zamieniać klasy w fabrykę indoktrynacji. Gdy nauczyciele używają propagandy politycznej, by wpływać na dzieci, łamią podstawową zasadę pedagogiki dziecięcej – przedkładają własny program nad potrzeby edukacyjne uczniów.

Promowanie ideologii jest szczególnie naganne w szkołach podstawowych, gdzie aktywni politycznie nauczyciele próbują wpływać na swoich podopiecznych. W wojny kulturowe wciąga się nawet sześcio-, siedmioletnie dzieci!

W brytyjskim systemie szkół podstawowych dzieci często uczy się, że nie powinny traktować swojej tożsamości płciowej jako czegoś ostatecznego. Organizacja Stonewall, prowadząca kampanię na rzecz transgenderyzmu, w ramach programu „School and College Champions Scheme” udziela szkołom podstawowym wskazówek:

Każdy ma swoją tożsamość płciową. Jest to płeć, którą u siebie czujemy. Może to być ta sama płeć, która została nam nadana w dzieciństwie, ale nie zawsze tak jest. Czasami czujemy, że mamy inną płeć lub nie czujemy się ani chłopcem, ani dziewczynką.

Zachęcając uczniów szkoły podstawowej do podawania w wątpliwość własnej ideologii płci, indoktrynuje się ich w kierunku światopoglądu, który zachęca do kwestionowania własnej tożsamości. Aktywiści transgenderowi zdecydowanie bardziej interesują się wpływaniem na światopogląd małych dzieci niż wspieraniem ich w budowaniu poczucia pewności własnej tożsamości.

Matka, która wyraziła zastrzeżenia wobec szkoły podstawowej swoich dzieci w South Lanarkshire, uważa, że uczniowie są poddawani reżimowi indoktrynacji. Ma absolutną rację. Wartości propagowane przez GTCS nie podlegają negocjacjom. Kiedy wychowawcy dogmatycznie nalegają, że ich wartości polityczne muszą wpływać na ich nauczanie, edukacja staje się podporządkowana nakazom indoktrynacji.

W przeciwieństwie do edukacji, która zachęca dzieci do myślenia, indoktrynacja narzuca szkole konformizm. Dobrze ujął to filozof Bertrand Russell, kiedy stwierdził, że:

Edukacja powinna sprzyjać poszukiwaniu prawdy, a nie przekonaniu, że jakieś wyznanie jest prawdą.

Frank Furedi

Brytyjski socjolog pochodzenia węgierskiego, pisarz, emerytowany profesor so-cjologii Uniwersytetu w Kent. Dyrektor wykonawczy MCC-Brussels.
Pozostało 80% tekstu