Wszelkie zło rodzące się w myślach prędzej, czy później ujawnia się w słowach. Słowo „masakra”, bezmyślnie nadużywane przez polską młodzież dla określenia byle błahostki staje się ciałem, martwym ciałem na ulicach Mariupola, Chersonia, Irpienia. Rosjanie zbombardowali w Mariupolu szpital położniczy, szkołę artystyczną, w której schronili się ludzie, głównie kobiety i dzieci. Zbombardowano też gmach Teatru Dramatycznego, w którym ukrywało się 1200 osób, a zginęło trzystu z nich. Wielkie napisy „dzieci” umieszczone na chodniku przed teatrem, dla rosyjskiego pilota zamiast ostrzeżeniem stały się zachętą do namierzenia celu. Niewyobrażalny dramat. Zabić jak najwięcej dzieci, by z wojny zrobić dramatyczny spektakl. Zniszczyć życie, zdławić w zarodku przyszłość Ukrainy. Pohańbić i unicestwić kobiece łona, ten cudowny potencjał życia, by nie mogły już rodzić. To są odwieczne cele, niepisane prawa wojny, która uwalnia i usprawiedliwia atawistyczny instynkt śmierci. Zburzyć mozolnie układane cegły. Zniszczyć nabyte z wyrzeczeniem meble i sprzęty. Kwiaty na stole, zapach porannej kawy, tomik poezji, lekcja gry na pianinie – wszystkie te subtelności zmiecione iskanderem. Wraz z czarnym, duszącym dymem w niebyt unoszą się codziennie celebrowane wartości. U podstaw ataku na Ukrainę leży ideologia Aleksandra Dugina - zwanego „mózgiem Putina”. Ideologia nowego imperium rosyjskiego jest syntezą bolszewizmu i faszyzmu, których wspólną genezą był i jest marksizm. Opracowana i rozwijana jest ona od lat dziewięćdziesiątych, według której Ukraina jest tylko częścią Rosji. Destrukcja, masakra – co znaczą dziś te spowszedniałe słowa?

Władysław Hasior, Wózek i wyszywanie charakteru. © Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

My, zachodnia cywilizacja, oparta na najlepszym z możliwych systemów politycznych, na demokracji parlamentarnej, doznaliśmy w jednym momencie szoku. O czwartej czasu polskiego rosyjska armia przekracza granice wolnego kraju. Tak po prostu, normalnie, bez ceregieli zaczęła się wojna. Czołgi, bomby, setki tysięcy piechoty. Jak on mógł, ten Putin, toć to istny barbarzyńca z minionej epoki!!! W Europie zdarzyło się to, co nie miało prawa już się wydarzyć; krew na ulicach, gwałty, głód, masowe groby, exodus. Nasza święta wolność gwarantowana przez urzędowy pacyfizm, żelazne reguły dialogu, teorie równości, braterstwo dobra ze złem, czy to wszystko na nic? Pojawiające się od dawna pogłoski o zbliżającej się wojnie, europejskie elity z automatu uznawały za teorie spiskowe i fobie. Pokój po prostu jest i na wieki będzie! Po co armie, broń i resentymenty o potędze oręża i o obronie granic. Przecież rzeczywistość rosyjska nie może być, aż tak zła. Ich imperializm, to tylko mrzonki i puste słowa. Wszystko załatwi ekonomia i rurociągi. W końcu oswoimy wielkiego niedźwiedzia. My, zachodnia kultura doszliśmy do apogeum pacyfizmu. Jesteśmy dobrzy, zła nie ma – no może gdzieś jeszcze na bliskim wschodzie, ale co tam. Z przeraźliwym jazgotem medialnych przekazów eksplodowała cała nasza rzeczywistość. Rozgrzane smartfony, miliony tweetów, newsów i fake-newsów. Nastąpiła spektakularna detonacja obrazu świata, który już dawno oderwał się od rzeczywistości, od starożytnej prawdy o świecie i człowieku. Obraz ten był komponowany, klecony i pacykowany pod dyktando ideologii lewicowych. Nowoczesne zaklęcia miały wykreować nowy ład, lepszy świat bez zła, przynajmniej tego widzialnego. W ramach konsensusu społecznego ustaliliśmy ostatecznie: zła nie ma, jest OK!

W Warszawie 27 marca 2022 roku z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru feministyczny kolektyw złożony z mało znanych działaczek i aktywistek zasiedlających instytucje teatralne, pod pretekstem i z wykorzystaniem tragedii wojny zorganizował akcją malowania na chodniku przed Teatrem Dramatycznym ukraińskiego napisu dzieci. Po wysłuchaniu wiadomości o tej akcji odczułem dziwne zażenowanie, nieokreślone mdłości intelektualne przemieszane z poczuciem profanacji. Kopiowanie napisu z Mariupola jest prymitywnym nadużyciem i zawłaszczeniem przeraźliwego krzyku desperacji, strachu i nadziei chroniących się w maruipolskim teatrze ludzi. Nie chodzi tu o żaden teatr ani ratowanie sztuki, lecz o desperacką walkę o życie. Warszawska akcja z napisem na chodniku, to wchodzenie z buciorami lewackiej ideologii w dramat śmierci i zła, które nie są spektaklem ni happeningiem. Akcja stała się wizualnym pretekstem do proklamowania skrajnie feministycznego orędzia dla polskiego środowiska teatralnego, które arbitralnie określa wytyczne jak trzeba rozumieć teatr. Buta i ignorancja aktywistek, które zawężają rozumienie teatru do perspektywy ideologii gender jest bezczelna i niezrozumiała, szczególnie w kontekście ukraińskiego dramatu. Feministyczny kolektyw – same kobiety, ani jednego mężczyzny (ponadto brak w nim nawet przedstawicieli sztuki aktorskiej) – przy okazji tragedii wojny realizuje dyktaturę płci żeńskiej, nie uznając nawet postulatu równości płci. Imitowanie napisu nie jest znakiem solidarności i empatii, lecz cyniczną, bezwzględną akcją ideologiczną. Samo orędzie epatujące wojennymi metaforami obok sentymentalnych, ckliwych refleksji o ludzkich ciałach i byciu razem w teatrze głosi tezy zaczerpnięte żywcem z manifestu komunistycznego K. Marksa:

Wojna jest radykalną manifestacją patriarchatu. Patriarchat zatem musi się skończyć, by skończyły się wojny toczone przeciw życiu.[i]

Radykalne feministki (różnego rodzaju „lożki”) znalazły receptę na całe zło świata – patriarchat. Wszystkiemu winna ma być płeć męska. Genialne!! Czy ma ona zniknąć, czy przestać być męska? I co jeszcze? Ten wzorcowy feministyczny kolektyw o zgrozo szczególnie zainteresował się dziećmi. Aktywistki, tak niedawno krzyczące podczas czarnych marszów wojna, wojna, od lat zaciekle walczące o prawo do zabijania życia zaraz po poczęciu, a nawet zaraz po narodzinach, tak czule przejęły się dziećmi na Ukrainie (u nich to, co jest żywe, a co martwe ustala ideologia, a nie nauki przyrodnicze). Dziś krzyczą: dzieci, dzieci, dzieci! To Związek Radziecki jako pierwszy kraj na świecie 102 lata temu zalegalizował aborcję. Gdzie te wciąż tracone miliony dzieci!? Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, niejaka Matka Teresa z Kalkuty mówiła:

Jeśli matka może zabić własne dziecko w swoim łonie, zniszczyć ciało z jej ciała, życie z jej życia i owoc swojej miłości, dlaczego jesteśmy zaskoczeni przemocą i terroryzmem, które szerzą się wokół nas.[ii]

W cieniu brutalnej wojny na Ukrainie eskaluje ideologiczna wojna w kulturze o zło i dobro, życie i śmierć. Ukraińcy zachowując zdrowe poczucie swej wartości, wiedzą czego bronią. Odwołując się do Boga bronią ziemi, kultury, rodzin i dzieci, tego wszystkiego, co zgodnie z ideologią globalistyczną nie ma prawa funkcjonować w nowoczesnym świecie. Tylko czekać jak długo światowe elity utrzymają życzliwe uznanie i podziw dla Ukrainy. Zaskoczone i oszołomione pozwalają sobie na spontaniczną przychylność dla ich walki. Gdy opadnie gorące medialne zainteresowanie wojną, kiedy lewicowe elity skonstatują, że na Ukrainie liberalna rewolucja kulturowa może nie iść w pożądanym kierunku, znów Ukraina może być posądzana o nacjonalizm, fundamentalizm, zacofanie i wraz Polską zaliczana do państw ksenofobicznych i niepraworządnych. Póki co lęk, o to, że rosyjskie rakiety mogą polecieć dalej na zachód, karze nawet wbrew przekonaniom trwać dzielnie przy Ukrainie.

Piotr P. Drozdowicz

Poznański artysta malarz, doktor sztuki. Studiował w ASP w Poznaniu i w Ecole des Beaux-Arts de Rennes we Francji. Zajmuje się malarstwem olejnym, akwarelą oraz malarstwem ściennym specjalizując się w technikach al fresco. Projektuje wnętrza architektoniczne z zastosowaniem malarstwa ściennego. W latach 2022/23 zrealizował freski w kościele św. Eloi w Comblessac (Francja). Autor książki Między muzeum a prezbiterium (nagroda główna im. Łukaszewicza Poznaniana 2017). Śpiewa jako tenor w Chórze Filharmonii Poznańskiej „Poznańskie Słowiki” koncertując w Polsce i za granicą.
Pozostało 80% tekstu