W kuchni wynajmowanego domku stale dawała się wyczuwać chybotliwość podłogi. Pewnego razu zaintrygowany jej niestabilnością uniosłem kawał gumolitowej wykładziny. W drewnianej posadzce ukazał się kwadratowy właz. Z zatęchłej, ciemnej wilgoci, teatralne światło latarki stopniowo wyodrębniło tajemnicę ukrytej piwniczki. Na jej ścianach uginały się rzędy półek obstawione słojami, wekami, różnymi butlami. Wszystko starannie zakurzone, a pokrywy rdzewiejące. Ciemne marynaty i powidła, gęste soki, jak mumie pogrążone w wieczystym śnie czekały na... zmartwychwstanie.

Spiżarnia mądrej gospodyni zawsze była dobrze zaopatrzona. Dobrodziejstwo lat urodzaju przechowywano na lata chude. Pracowitość i zapobiegliwość nie pozwalały niczego marnować, niczego wyrzucić. Skrytka nabiera strategicznego znaczenia, szczególnie w czasie wojny i podczas będącego jej skutkiem głodu.

Zapamiętany przed laty obraz spiżarni powraca do mnie często, gdy mowa o Ukrainie. Napływające od wielu tygodni tragiczne wieści z Ukrainy przywołują najbardziej mroczne zbrodnie z okresu II Wojny Światowej. Czarnobiałe opowieści o bestialstwie sowieckich sołdatów przekazywane z dziada na wnuka, dzisiaj mamy w wersji Full Color HD. Zrównaną z ziemią przez Niemców Warszawę, dzieli od zmiażdżonego przez Rosjan Mariupola tylko 78 lat i 1595 kilometrów.

Robert Rumas, B.H. i O. (BÓG w mojej OJCZYŹNIE jest HONOROWY), 1993, z kolekcji Zachęty ꟷ Narodowej Galerii Sztuki. Reprodukcja na licencji: CC BY-NC-ND 3.0

Na potrzeby dalszych rozważań postanowiłem z mrocznej piwnicy sztuki współczesnej wyciągnąć pewien zawekowany słój – instalację Roberta Rumasa z 1994 roku zatytułowaną BÓG w mojej OJCZYŹNIE jest HONOROWY. Pomimo intencji autora nastawionej na kpinę i profanację, nabiera dziś ona nowych znaczeń, staje się proroczo aktualna. Na półce mającej formę podświetlanego kasetonu, umieszczonej na białej ścianie stoją ciasno ustawione w rzędzie różnego rodzaju przetwory i zaprawy, słoje wypełnione pogardzanymi przez artystę symbolami i wartościami. Artysta zawekował stłamszoną białoczerwoną flagę, parówki i peerelowskie banknoty oraz komunikanty i hostie (dziw bierze, że święty symbol chleba może być tak pogardzany przez sytych, opływających w dobra konsumpcyjne artystów). Widać jeszcze małe figurki Matki Bożej upchane niczym ogórki kiszone oraz znaczek Solidarności zatopiony w jakiejś ciemnej substancji. Rumas tak komentował swą pracę dla „Magazynu Sztuki”:

Sacrum jest zawekowane, odłożone «na potem», poddane hibernacji, a nuż, na wszelki wypadek, bo może się jeszcze przydać. To tak, jak z jakimiś gratami – nie wyrzucamy ich, bo mogą się jeszcze przydać. Ale ich los i tak jest już przesądzony. Nie sądzę, by religię można było uratować…[i]

W poprawionej wersji instalacji słoje zostały dodatkowo obudowane. Nie wystarczyło tradycyjne wekowanie, zgodne ze sprawdzonymi receptami gospodyń. Artysta ponad rozsądną miarę zabezpieczył poszczególne słoje w pleksiglasowe sarkofagi, niczym reaktor atomowy w Czarnobylu. Niby zwykły, formalny zabieg plastyczny. Czyżby Rumas bał się radioaktywnego promieniowania owych przetworów? Raczej nie chodzi tu o krytyczny namysł nad symbolami narodowymi, ale o miejsce BOGA w świecie, w życiu społecznym i w kulturze. Instalacja może świadczyć o irracjonalnej fobii religijnej artysty. Nie jest możliwe szybkie otwarcie weków – artysta był przekonany, że religia (wiara w Boga) musi zginąć.

Negatywna i gorąco oczekiwana wizja upadku wiary i religii, oraz wartości narodowo-patriotycznych z nią związanych do tej pory nie spełniła się. Dewiza Bóg, Honor, Ojczyzna sięga w Polsce XVI wieku. Zatwierdzona prawnie dnia 19 lutego 1993 roku ustawą o znakach Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, pomimo wszelkich prób jej dewaluacji i trywializacji przez walczących o władzę polityków, a z nimi media i artystów, jest wciąż w naszej kulturze żywa – zajmuje bardzo ważne, HONOROWE miejsce.

Polska triada Bóg, Honor i Ojczyzna okazuje się aktualna również dla Ukrainy XXI wieku, wspieranej przez cały cywilizowany świat. Na Ukrainie mamy do czynienia z niebywałą, heroiczną obroną przed rosyjską agresją, z czego wynika prawdziwy dramat tej wojny. Jej konsekwencją będą ważkie historycznie, niechybne zmiany w Rosji, w układzie sił w Europie i na Świecie. Ukraińcy z racji wspólnej historii i bliskości z Rosją doskonale wiedzą jaka przyszłość ich czeka, gdyby zostali „wcieleni”. Zachowali zdrowe poczucie swej wartości, wiedzą czego bronią, bronią OJCZYZNY. Obrona ojczyzny wynika z podstawowego prawa do wolności i własności, których komunizm, faszyzm, marksizm oraz współczesne totalitarne systemy chorobliwie nie znoszą. Bronią ziemi, wiary, kultury narodowej, swoich rodzin, tego wszystkiego, co w myśl ideologii globalistycznej nie ma już prawa funkcjonować w nowoczesnym świecie.

Gdyby prezydent Ukrainy Wolodymyr Zelenski skorzystał z oferty szybkiej ewakuacji z zagrożonego Kijowa zaproponowanej przez USA, gdyby słuchał Niemców, którzy życzliwie radzą, by zaprzestać obrony (wszak to psuje im interesy z Rosją) rosyjska agresja mogłaby nadal być określana eufemizmami: akcja, ekspansja, operacja lub aneksja.

Prezydent Zelenski jakby mimo woli w wielu spontanicznych wypowiedziach, ze swadą odwołuje się do naszej historycznej triady. Zdaje się przeczyć zateizowanemu, antyreligijnemu duchowi zachodu, gdy przejawia rzadki wyraz wiary w słuszność walki i odnosi swe działania do Boga:

Bóg widzi wszystko i w końcu zareaguje. Zareaguje tak, że nie będziecie mieli, gdzie się schować. (…) Nawet gdy zniszczycie wszystkie nasze ukraińskie sobory, cerkwie, to nigdy nie zniszczycie naszej siły i wiary w Ukrainę i Boga. Odbudujemy każdy budynek, każdą ulicę, każde miasto i mówimy Rosji, że będzie musiała płacić reparacje wojenne.[ii]

Zelenski nie mając problemów ze swą tożsamością, wbrew konformistycznej mentalności i nacjonalistycznym fobiom światowych elit uosabia honor:

Nie mamy broni atomowej, nie próbujemy zarzucać światowego rynku ropą i gazem. Ale mamy ludzi, mamy naszą ziemię, a dla nas to jest złoto. O to będziemy walczyć. Nie mamy w tej chwili czego stracić poza własną wolnością, poza własną jednością. Dla nas to jest największym skarbem.[iii]

Zadziwia Europę i Świat postawą dzielnego wodza i męża stanu. Wbrew kosmopolityzmowi ma poczucie zdrowej narodowej dumy, zna jasny cel ideowo-moralny: obrona ojczyzny i wszystkiego, co w tradycyjny sposób z nią się wiąże. Mówi:

(...) a nasz [ukraiński żołnierz] dokładnie wie, że jego żona z dzieckiem jest gdzieś tam w Polsce albo w Wołnowasze. Dlatego ten naród ma tyle siły, nie dlatego że jest wyjątkowy, ale dlatego że mamy tragedię.[iv]

Należy wyraźnie rozróżnić zdrowy, heroiczny patriotyzm oparty na miłości do własnego narodu i ziemi, od ideologii ruchów i tendencji nacjonalistycznych, które pojawiały się od lat trzydziestych XX wieku na Ukrainie, jaki w wielu miejscach na świecie. Wielkim prorokiem Ukrainy był rodzimy patriota, biskup Grzegorz Chomyszyn, mało dziś znany grekokatolicki patriarcha Stanisławowa (dzisiaj Iwano-Frankiwsk). Na różne sposoby krzewił wiarę w Boga i poszukiwał jedności Ukrainy, ale do końca życia potępiał zbrodnicze działania ukraińskich nacjonalistów, jak i komunistów. W 1945 roku został on zamęczony we więzieniu w Kijowie przez NKWD.

Pomimo problemów historycznych i politycznych narosłych między Polakami i Ukraińcami dla dużej części (może większości) Polaków determinacja obrony Ukrainy jest bliska i zrozumiała, gdyż sami doświadczaliśmy dramatu wojen w obronie ojczyzny. Identyfikujemy się z ich losem dzięki zbliżonemu zapleczu ideowemu. Otwarcie domów, dzielenie się chlebem, którego kruszyny od wieków były u nas podnoszone z ziemi z poszanowaniem, są przejawami właśnie zdrowo pojętej miłości ojczyzny, godności własnej i wiary. Skrzętnie zakonserwowana i przechowana na trudne czasy przez artystę Roberta Rumasa moralno-duchowa triada Bóg, Honor, Ojczyzna pozwoli twórczo i odważnie przetrwać czas wojny i wszelkiego rodzaju głody. Dzisiaj stare wartości tworzą nową Ukrainę, wzmacniają Polskę i budzą Europę. Wystarczy słoje przetrzeć wilgotną ścierką. Wygłodzeni, otwieramy skrzętnie zawekowane marynaty, pożywiamy się i delektujemy wytrawnym smakiem i aromatem przetworów duchowych. Głupio czynią Ci, którzy nie robili zapasów, wszystko co posiadają kompulsywnie trwonią, a resztki wyrzucają do śmieci. Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie!!!

Piotr P. Drozdowicz

Poznański artysta malarz, doktor sztuki. Studiował w ASP w Poznaniu i w Ecole des Beaux-Arts de Rennes we Francji. Zajmuje się malarstwem olejnym, akwarelą oraz malarstwem ściennym specjalizując się w technikach al fresco. Projektuje wnętrza architektoniczne z zastosowaniem malarstwa ściennego. W latach 2022/23 zrealizował freski w kościele św. Eloi w Comblessac (Francja). Autor książki Między muzeum a prezbiterium (nagroda główna im. Łukaszewicza Poznaniana 2017). Śpiewa jako tenor w Chórze Filharmonii Poznańskiej „Poznańskie Słowiki” koncertując w Polsce i za granicą.
Pozostało 80% tekstu